Pierwszy milion za amnezję

Mówi się, że PS Vita to martwa konsola. A jednak od czasu do czasu pojawia się tytuł na tyle mocny, by zmienić ten stan rzeczy. Szkoda tylko, że nie idzie za tym jakakolwiek forma popularyzowania
Mówi się, że PS Vita to martwa konsola. A jednak od czasu do czasu pojawia się tytuł na tyle mocny, by zmienić ten stan rzeczy. Szkoda tylko, że nie idzie za tym jakakolwiek forma popularyzowania tak ciekawych produkcji jak "Freedom Wars".



Wizja przyszłości we"Freedom Wars"jest dość ponura. Mieszkańcy Ziemi wydoili planetę z większości zasobów. O to, co pozostało, toczy się brutalna walka Panoptykonów. Najcenniejszy surowiec to... ludzie. Panoptykony natomiast to państwa-miasta, w których każdy oddech regulowany jest prawem. Każdy obywatel podlega niezliczonym restrykcjom, a jednym z najgorszych przewinień jest amnezja. To z powodu utraty pamięci już na starcie gry zostajemy skazani na miliona lat odsiadki. Istnieje jednak sposób na zmniejszenie kary. Wyrok łagodzi dobrowolna służba w roli najemnika. I tu zaczyna się właściwa gra.



"Freedom Wars"dobrze oddaje atmosferę Orwellowskiego "Roku 1984". Wystarczy zrobić na początku gry za dużo kroków w swojej celi, by dostać kolejne pięć lat odsiadki. Aż strach ziewnąć... Mało tego, musimy zapracować na to, by móc biegać albo rozmawiać z osobami przeciwnej płci, nie narażając się przy tym na kolejne wyroki. Na szczęście gra szybko pokazuje nam, jak redukować swój dług wobec wspaniałego i nieomylnego Panoptykonu, a przy okazji – jak wspinać się po drabinie społecznej.

Naszym podstawowym zadaniem jest ratowanie cywili, którzy porywani są przez wielkie potwory zwane Abductorami. Choć na początku fabuły jest niewiele, z postępami w grze przychodzi coś więcej niż tylko różne misje, w których strzelamy do potworów."Freedom Wars"to zadziwiająco duża ilość tekstu pisanego. Świat przedstawiony jest niezwykle bogaty, trzeba tylko poświęcić mu odpowiednio dużo czasu."Freedom Wars"jest też dość brutalnie podzielona na elementy fabularne i walkę. Podczas misji po prostu biegamy po arenach i strzelamy do Abductorów (i innych postaci). To pomiędzy zadaniami odkrywamy sekrety świata Panoptykonów.



Struktura misji oparta jest na cyklu podobnym do serii gier "Monster Hunter". Wkraczamy na daną arenę, pokonujemy potwory, zbieramy surowce. Za ich pomocą ulepszamy bronie, po to by atakować silniejsze potwory, by znaleźć nowe, rzadkie materiały i tak w kółko. Podstawową różnicą pomiędzy "Monster Hunter" a"Freedom Wars"jest właśnie nieźle zarysowany postapokaliptyczny i opresyjny świat.



Walka to esencja"Freedom Wars". Naszego bohatera (lub bohaterkę) możemy wyposażyć w różnorakie bronie, np.: wyrzutnie rakiet, lasery, karabiny i miecze. Niektóre z nich zabierzemy wrogom, najważniejsze jednak, byśmy zbierali surowce, dzięki którym stworzymy nowe pukawki albo broń białą. Oprócz tego protagonista posiada tzw. thorn, czyli organiczny cierń. Za jego pomocą możemy wspinać się na niedostępne normalnie miejsca i np. przyczepiać go do Abductorów, by rzucić ich na kolana. Owe ciernie pełnią różne funkcje w walce. Za pomocą niektórych unieruchomimy Abductora, dzięki innym wspomożemy drużynę.



Toczenie bitew dalekie jest niestety od ideału, głównie ze względu na problematyczne namierzanie wrogów. W dodatku sprawne opanowanie różnych technik walki i płynnej kooperacji w drużynie wymaga cierpliwości, zwłaszcza w późniejszych, trudniejszych misjach. Nawet jeśli przygotujemy się do bardziej wymagających bitew i tak rzadko kiedy sprawy potoczą się po naszej myśli. Trzeba się też przyzwyczaić do dość rozbudowanego sterowania. Nauka przełączania się między cierniem a innymi broniami czy zawiadowanie naszym pomocnikiem zajmie nieco czasu. Nie są to szczególne usterki gry, ale znacząco opóźniają oswojenie się z nią.

Niezwykle istotna we"Freedom Wars"jest współpraca. Choć na pierwszy rzut oka potyczki wyglądają jak festiwal wciskania byle jakich przycisków na Vicie, im dłużej gramy, tym bardziej niezbędne jest taktyczne myślenie i zarządzanie drużyną. Na początku ścieramy się z jednym Abductorem. Potem jednak pojawiają się dwa albo trzy naraz... A czas ucieka. Każda misja bowiem jest ograniczona czasowo. Im szybciej uwiniemy się z uratowaniem cywili i odstawieniem ich w bezpieczne miejsce, tym lepsze zdobywamy nagrody.



Znajdziemy tu też całkiem niezły tryb dla wielu graczy. We"Freedom Wars"jednocześnie może grać osiem osób – dwie drużyny Sinnerów, które walczą o surowce. Możliwe jest także przechodzenie misji w kooperacji, np.: zakładamy pokój, szukamy chętnych do wspólnego grania i w czwórkę pokonujemy Abductory. Kooperacja jest możliwa nawet wtedy, gdy nie odblokowaliśmy jeszcze jakiejś misji.

Po wykonaniu każdego zadania wracamy do Panoptykonu. Zanim to się jednak stanie, zarządzamy zdobytymi podczas misji dobrami materialnymi. Możemy na przykład oddać większość wyszarpanych wrogom surowców, by szybko odjąć kilka lat od wyroku. To kluczowa funkcja gry, gdyż dzięki niej szybciej zdobywamy kolejne progi społeczne i wykupujemy tzw. entitlements. Posiadając takie glejty, możemy spać w pozycji leżącej (sic!), rozmawiać z innymi postaciami w grze, odkrywać nowe obszary i po prostu lżej żyć w opresyjnym społeczeństwie.



Wizualnie"Freedom Wars"jest dość strawne. Choć areny nie obfitują w dramatyczną ilość szczegółów, wyglądają o niebo lepiej niż w innych produkcjach tego typu. Niestety, spore otwarte tereny mają wpływ na długość ładowania się map. W grze zachowane są oryginalne, japońskie głosy. Na szczęście"Freedom Wars"jest zlokalizowana kinowo i wszystkie napisy są w języku angielskim.

"Freedom Wars"to jedna z gier na Vitę, którą warto poznać. Nie jest oczywiście idealna. Do sterowania trzeba się przyzwyczaić, a i monotonne misje mogą odstraszyć mniej odpornych graczy. To jednak produkcja dość unikalna, zwłaszcza że nie ma co liczyć na zachodnią wersję "Monster Hunter" na PS Vita.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?